By nie trzymać dłużej w niepewności – film to oczywiście
Bullitt, a co do samochodów, to poniżej, mam nadzieję, ciekawe historyjki. Historyjki o dwóch braciach, z których jeden był kochany, a drugi, ten niechciany, z góry został skazany przez rodziców na porażkę...
Zawsze, kurwa, to samo. Kiedy zasiadam do biesiadowania w
towarzystwie innych osób, z jakiegoś powodu fakt, że na moim
talerzu nie ma mielonego, steku, kiełbasy, czy chociażby zwykłego
czikena, wywołuje zamieszanie, jakbym co najmniej dokonał
publicznego czynu sodomickiego na kelnerce. Wśród nudnych i
ogranych niczym „Takie tango” docinków zawsze znajdzie się ta
jedna, żelazna pozycja obiadowego kabaretu, na którą niecierpliwie czekam, bo
przecież doskonale wiem, że zaraz to nastąpi. Już za chwilę, o…
teraz! „Eeee! Hitler też nie jadł mięsa! Hue, hue, hue!” -
dolatuje do mojego ucha argument, który to ma mnie ugodzić mocniej niż cios drewniakiem w mosznę.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą