Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Ekscesy, narkotyki, plagiaty i... włoskie żarcie? Oto pięć najdziwniejszych wydarzeń z historii muzyki

21 445  
102   11  
Ozzy na oczach publiczności odgryzł głowę nietoperzowi, smutne chłopaki z The Cure nagrali album, będąc w jednym wielkim narkotykowym ciągu, a Fergie na oczach tysięcy fanów ufajdała sobie gacie. Historia muzyki pamięta całe mnóstwo dziwacznych wydarzeń, które są obecnie dla nas niczym innym jak bezużyteczną, ale jakże fascynującą wiedzą.

#1. Sztandarowy dzwonek Nokii to plagiat kawałka skomponowanego przez Polaka

Fińska firma Nokia wprowadziła na rynek parę znakomitych telefonów komórkowych, w tym słynny model 3210 o pancernych właściwościach. Cechą wspólną tych urządzeń był dość charakterystyczny, domyślny dzwonek. Dźwięk ten zazwyczaj zapisany jest w ustawieniach aparatu jako „Grande Valse”, a jego autor to Francisco Tárrega – hiszpański kompozytor i gitarzysta, który w 1902 roku stworzył utwór zawierający tę melodię.


Jeśli jednak zagłębić się trochę w historię „Grande Valse”, okaże się, że maestro Tárrega bezczelnie zgapił ten fragment swojego utworu z dzieła innego kompozytora. A był nim nie kto inny jak Fryderyk Chopin! Pianista z Żelazowej Woli doczekał się więc nieoficjalnego coveru swojego kawałka, który to obecnie rozbrzmiewa z kieszeni ludzi na całym świecie prawie dwa miliardy razy dziennie!

https://youtube.com/shorts/ffPf-hLEgxE?si=81rAQ7Sk5uCnrt3_

#2. Filipińskie zabójstwa w takt „My way”

Popularną rozrywką na Filipinach jest karaoke (przez lokalnych miłośników barowych zaśpiewów znane bardziej jako „videoke”). Z jakiegoś dziwnego powodu w latach 2002-2012 podczas wykonywania kompozycji „My Way” w interpretacji Franka Sinatry zginęło sporo osób, a kilkakrotnie więcej zostało postrzelonych. Zabójstwa nie były ze sobą powiązane i wszystko wygląda na to, że albo mordercy nie darzą szczególną estymą tej piosenki, albo też kawałek ten jest tak popularny wśród gości klubów karaoke, że zawsze istnieje duże prawdopodobieństwo, że jakaś zbłąkana kulka ugodzi człeczynę, który akurat ten numer wykonuje.


Jest tez szansa, że śpiewacy po prostu nie mieli talentu, czym rozwścieczali fanów dokonań Sinatry. Tak czy inaczej zabobonni Filipińczycy nie tylko unikają teraz tej kompozycji jak ognia, ale i wiele tamtejszych barów karaoke wycofało „My way” z listy utworów, które w danym lokalu można wykonać.

#3. Debbie Harry miała wątpliwą przyjemność poznać kogoś znacznie bardziej znanego niż ona

Debbie Harry to wokalistka legendarnej grupy Blondie. Istnieje jednak spora szansa na to, że urodziwa piosenkarka nigdy nie stanęłaby przed mikrofonem tej kapeli. A wszystko to przez „znajomość”, którą nawiązała w latach 70., będąc dosłownie u progu swej wielkiej kariery. Dziewczyna opuściwszy jeden z nocnych klubów na Manhattanie, usiłowała złapać taksówkę, ale pech sprawił, że żadna taryfa nie była wolna. Nieoczekiwaną pomoc zaoferował jej uroczy mężczyzna w jasnym Volkswagenie Beetle.


Początkowo Debbie nie chciała skorzystać z oferty, ale po paru minutach nieustannego nagabywania ze strony tajemniczego kierowcy zmęczona wokalistka weszła do auta. Po paru minutach jazdy Harry zorientowała się, że od strony pasażera wymontowano klamkę i korbę służącą do otwierania okna. Spostrzegła też, że w miejscu, gdzie normalnie powinno znajdować się samochodowe radio jest dziura, a w niej leżały rękawiczki. Na szczęście dla dziewczyny okno było lekko uchylone, dzięki czemu udało jej się przecisnąć przez nie rękę i pociągnąć za klamkę od zewnątrz. Mężczyzna szybko wykonał gwałtowny skręt, licząc na to, że drzwi się zatrzasną. Na szczęście Debbie w porę zdołała wyskoczyć z pojazdu.


Następnego dnia w telewizyjnym dzienniku zobaczyła twarz kierowcy. Opisywany był on jako zwyrodniały morderca Ted Bundy, który miał w zwyczaju uprowadzać młode kobiety, gwałcić je, a następnie mordować uderzeniem łomem w głowę, aby przez jakiś czas oddawać się nekrofilskim zabawom z ich zwłokami.

#4. Billy Idol tak bardzo zabalował w Bangkoku, że interweniować musiało wojsko

Mimo że wcale na takiego chojraka nie wygląda, to Billy Idol swego czasu był naprawdę zaprawionym w boju zawodnikiem. Nie za często zdarza się, aby muzyk mając na koncie parę przedawkowań, śmierci klinicznych oraz bardzo poważny wypadek motocyklowy, nadal śpiewał i brykał. W 1989 roku Billy wylądował w Bangkoku z zamiarem odpoczęcia od wszystkich dotychczasowych problemów. Zamiast zachwycać się tajską kulturą i odwiedzać turystyczne lokacje, artysta postanowił zainteresować się lokalnymi dragami oraz kobietami lekkich obyczajów. Aby w pełni oddać się swojemu hobby, piosenkarz zaszył się w hotelu Oriental na trzy tygodnie.


Billy tak bardzo wkręcił się w swe heroinowe ekscesy, że regularnie znajdowany był nieprzytomny w różnych częściach hotelu, w tym raz widziano go w windzie, której automatyczne drzwi beznamiętnie tłukły go po pozbawionym życia ciele. W końcu dyrekcja nieruchomości postanowiła pozbyć się kłopotliwego gościa. Problem w tym, że Idol niezbyt garnął się do opuszczenia swego pokoju, pragnąc kontynuować swoje ekscesy. A warto dodać, że już w tamtym momencie rockers spowodował szkody o wartości 250 tysięcy dolarów. Jako że muzyk nie chciał grzecznie i potulnie wypie#dalać i nigdy więcej do hotelu Oriental nie wracać, na pomoc wezwano lokalny oddział wojska. Żołnierze nie zamierzali się cackać z niesfornym piosenkarzem i siłą przywiązali go do noszy, na których został on bezceremonialnie wyniesiony za drzwi budynku. Zapewniono mu też przymusowy powrót do ojczyzny. Artysta nie chciał współpracować z swymi „oprawcami”, więc wycieczkę tę odbył w luku bagażowym.
Billy twierdzi, że scenariusz filmu „Kac Vegas” był luźno oparty na jego trzytygodniowej tajskiej bibie.

#5. „The Spaghetti Incident?”

W 1989 roku, kiedy zespół Guns N’ Roses pomieszkiwał w jednym z hoteli w Chicago, perkusista Steven Adler był w nieco gorszej formie niż zazwyczaj. Ćpał wówczas na potęgę. Jego ulubioną używką był crack, który to miał w zwyczaju trzymać w lodówce zaraz koło pojemników z jedzeniem dla zespołu. Jako że kapela zajadała się wówczas włoskim żarciem, muzyk ochrzcił swoje prochy mianem „spaghetti”. Na początku 1990 roku Adler został wywalony z zespołu za swoje ciągłe narkotyzowanie się. Ostatecznie wrócił do grania z Gunsami po podpisaniu umowy, w której zaręczał, że w czasie współpracy z grupą nie będzie brał żadnych dragów.


Niestety, w czasie prac nad utworem „Civil War” niezdrowe hobby perkusisty wróciło, co bardzo odbiło się na jakości jego bębnienia – do rejestrowania swoich partii artysta podchodził 30 razy, a i tak ostateczna wersja jego ścieżek musiała przejść przez montażowe korekty, aby brzmieć tak, jak należy. Kolejne dni nie przyniosły poprawy – Steven potrafił bardzo opóźniać prace nad albumem, więc ostatecznie został na dobre wydalony z zespołu.
Rok później Adler pozwał swoich kolegów z Guns N’ Roses, twierdząc, że ci wyrzucili go, ponieważ antyopiatowe leki, które wówczas przyjmował, mocno zaburzały jego koncentrację. Podczas rozprawy sądowej prawnik reprezentujący perkusistę zwrócił się do basisty Gunsów Duffa McKagana z pytaniem: „Panie McKagan, niech pan opowie nam o incydencie ze spaghetti”.


Czyżby Duff „posilił się” zawartością pudełka Adlera? Tego nie wiadomo. Pewne natomiast jest to, że sytuacja ta wydała się członkom kapeli tak absurdalna, że wydany w 1993 roku album grupy nosi nazwę na cześć tego wydarzenia, czyli „The Spaghetti Incident?”.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
3

Oglądany: 21445x | Komentarzy: 11 | Okejek: 102 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało