Ozzy na oczach publiczności odgryzł głowę nietoperzowi, smutne
chłopaki z The Cure nagrali album, będąc w jednym wielkim
narkotykowym ciągu, a Fergie na oczach tysięcy fanów ufajdała
sobie gacie. Historia muzyki pamięta całe mnóstwo dziwacznych
wydarzeń, które są obecnie dla nas niczym innym jak bezużyteczną,
ale jakże fascynującą wiedzą.
#1. Sztandarowy dzwonek Nokii to plagiat kawałka skomponowanego
przez Polaka
Fińska firma Nokia
wprowadziła na rynek parę znakomitych telefonów komórkowych, w
tym słynny model 3210 o pancernych właściwościach. Cechą wspólną
tych urządzeń był dość charakterystyczny, domyślny dzwonek.
Dźwięk ten zazwyczaj zapisany jest w ustawieniach aparatu jako „Grande Valse”, a jego autor to Francisco Tárrega – hiszpański
kompozytor i gitarzysta, który w 1902 roku stworzył utwór
zawierający tę melodię.
Jeśli jednak zagłębić się trochę w
historię „Grande Valse”, okaże się, że maestro Tárrega
bezczelnie zgapił ten fragment swojego utworu z dzieła innego
kompozytora. A był nim nie kto inny jak Fryderyk Chopin! Pianista z
Żelazowej Woli doczekał się więc nieoficjalnego coveru swojego
kawałka, który to obecnie rozbrzmiewa z kieszeni ludzi na całym
świecie prawie dwa miliardy razy dziennie!
Popularną rozrywką
na Filipinach jest karaoke (przez lokalnych miłośników barowych
zaśpiewów znane bardziej jako „videoke”). Z jakiegoś dziwnego
powodu w latach 2002-2012 podczas wykonywania kompozycji „My Way”
w interpretacji Franka Sinatry zginęło sporo osób, a kilkakrotnie więcej zostało
postrzelonych. Zabójstwa nie były ze sobą powiązane i wszystko
wygląda na to, że albo mordercy nie darzą szczególną estymą tej
piosenki, albo też kawałek ten jest tak popularny wśród gości
klubów karaoke, że zawsze istnieje duże prawdopodobieństwo, że
jakaś zbłąkana kulka ugodzi człeczynę, który akurat ten
numer wykonuje.
Jest tez szansa, że śpiewacy po prostu nie mieli
talentu, czym rozwścieczali fanów dokonań Sinatry. Tak czy inaczej
zabobonni Filipińczycy nie tylko unikają teraz tej kompozycji jak
ognia, ale i wiele tamtejszych barów karaoke wycofało „My way”
z listy utworów, które w danym lokalu można wykonać.
#3. Debbie Harry
miała wątpliwą przyjemność poznać kogoś znacznie bardziej
znanego niż ona
Debbie Harry to
wokalistka legendarnej grupy Blondie. Istnieje jednak spora szansa na
to, że urodziwa piosenkarka nigdy nie stanęłaby przed mikrofonem
tej kapeli. A wszystko to przez „znajomość”, którą nawiązała
w latach 70., będąc dosłownie u progu swej wielkiej kariery.
Dziewczyna opuściwszy jeden z nocnych klubów na Manhattanie,
usiłowała złapać taksówkę, ale pech sprawił, że żadna taryfa
nie była wolna. Nieoczekiwaną pomoc zaoferował jej
uroczy mężczyzna w jasnym Volkswagenie Beetle.
Początkowo
Debbie nie chciała skorzystać z oferty, ale po paru minutach
nieustannego nagabywania ze strony tajemniczego kierowcy zmęczona
wokalistka weszła do auta. Po paru minutach jazdy Harry zorientowała
się, że od strony pasażera wymontowano klamkę i korbę służącą
do otwierania okna. Spostrzegła też, że w miejscu, gdzie normalnie
powinno znajdować się samochodowe radio jest dziura, a w niej
leżały rękawiczki. Na szczęście dla dziewczyny okno było lekko
uchylone, dzięki czemu udało jej się przecisnąć przez nie rękę
i pociągnąć za klamkę od zewnątrz. Mężczyzna szybko wykonał gwałtowny skręt, licząc na to, że drzwi się zatrzasną. Na szczęście Debbie w porę zdołała wyskoczyć z pojazdu.
Następnego dnia w
telewizyjnym dzienniku zobaczyła twarz kierowcy. Opisywany był on
jako zwyrodniały morderca Ted Bundy, który miał w zwyczaju
uprowadzać młode kobiety, gwałcić je, a następnie mordować
uderzeniem łomem w głowę, aby przez jakiś czas oddawać się
nekrofilskim zabawom z ich zwłokami.
#4. Billy Idol tak
bardzo zabalował w Bangkoku, że interweniować musiało wojsko
Mimo że wcale na
takiego chojraka nie wygląda, to Billy Idol swego czasu był
naprawdę zaprawionym w boju zawodnikiem. Nie za często zdarza się,
aby muzyk mając na koncie parę przedawkowań, śmierci klinicznych
oraz bardzo poważny wypadek motocyklowy, nadal śpiewał i
brykał. W 1989 roku Billy wylądował
w Bangkoku z zamiarem odpoczęcia od wszystkich dotychczasowych problemów. Zamiast zachwycać się tajską kulturą i odwiedzać
turystyczne lokacje, artysta postanowił zainteresować się
lokalnymi dragami oraz kobietami lekkich obyczajów. Aby w pełni
oddać się swojemu hobby, piosenkarz zaszył się w hotelu
Oriental na trzy tygodnie.
Billy tak bardzo wkręcił się w swe
heroinowe ekscesy, że regularnie znajdowany był nieprzytomny w
różnych częściach hotelu, w tym raz widziano go w windzie, której
automatyczne drzwi beznamiętnie tłukły go po pozbawionym życia ciele. W końcu
dyrekcja nieruchomości postanowiła pozbyć się kłopotliwego
gościa. Problem w tym, że Idol niezbyt garnął się do opuszczenia
swego pokoju, pragnąc kontynuować swoje ekscesy. A warto dodać, że
już w tamtym momencie rockers spowodował szkody o wartości 250
tysięcy dolarów. Jako że muzyk nie chciał grzecznie i potulnie
wypie#dalać i nigdy więcej do hotelu Oriental nie wracać, na pomoc
wezwano lokalny oddział wojska. Żołnierze nie zamierzali się
cackać z niesfornym piosenkarzem i siłą przywiązali go do
noszy, na których został on bezceremonialnie wyniesiony za drzwi budynku.
Zapewniono mu też przymusowy powrót do ojczyzny. Artysta
nie chciał współpracować z swymi „oprawcami”, więc wycieczkę tę odbył w luku bagażowym.
Billy twierdzi, że
scenariusz filmu „Kac Vegas” był luźno oparty na jego
trzytygodniowej tajskiej bibie.
#5. „The Spaghetti
Incident?”
W 1989 roku, kiedy
zespół Guns N’ Roses pomieszkiwał w jednym z hoteli w Chicago,
perkusista Steven Adler był w nieco gorszej formie niż zazwyczaj.
Ćpał wówczas na potęgę. Jego ulubioną używką był crack, który to miał w zwyczaju trzymać w lodówce zaraz koło pojemników z
jedzeniem dla zespołu. Jako że kapela zajadała się wówczas
włoskim żarciem, muzyk ochrzcił swoje prochy mianem „spaghetti”.
Na początku 1990 roku Adler został wywalony z zespołu za swoje
ciągłe narkotyzowanie się. Ostatecznie wrócił do grania z Gunsami po
podpisaniu umowy, w której zaręczał, że w czasie współpracy z
grupą nie będzie brał żadnych dragów.
Niestety, w czasie
prac nad utworem „Civil War” niezdrowe hobby perkusisty wróciło,
co bardzo odbiło się na jakości jego bębnienia – do
rejestrowania swoich partii artysta podchodził 30 razy, a i tak
ostateczna wersja jego ścieżek musiała przejść przez montażowe
korekty, aby brzmieć tak, jak należy. Kolejne dni nie przyniosły poprawy – Steven potrafił
bardzo opóźniać prace nad albumem, więc ostatecznie został na
dobre wydalony z zespołu.
Rok później Adler
pozwał swoich kolegów z Guns N’ Roses, twierdząc, że ci
wyrzucili go, ponieważ antyopiatowe leki, które wówczas przyjmował,
mocno zaburzały jego koncentrację. Podczas rozprawy sądowej
prawnik reprezentujący perkusistę zwrócił się do basisty Gunsów
Duffa McKagana z pytaniem: „Panie McKagan, niech pan opowie nam o
incydencie ze spaghetti”.
Czyżby Duff
„posilił się” zawartością pudełka Adlera? Tego nie wiadomo.
Pewne natomiast jest to, że sytuacja ta wydała się członkom
kapeli tak absurdalna, że wydany w 1993 roku album grupy nosi nazwę
na cześć tego wydarzenia, czyli „The Spaghetti Incident?”.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą