Kolejne netflixowe dzieło. Reboot ( bo raczej nie remake ) starego serialu z końcówki lat 60tych, który cieszył się popularnością. Wyszedł z tego ciężkostrawny produkt, ale w ładnym opakowaniu. Serial technicznie stoi na wysokim poziomie. Efekty nie rażą i przjemnie się na to patrzy. Niestety tu plusy się kończą. Od czego tu zacząć? Po kolei.
- bzdura na bzdurze. Po prostu jeden nonsens goni kolejny już od pierwszego odcinka. Prawa fizyki i logika nie istnieje w tym świecie.
- postacie, których nie da się lubić ( poza robotem ). Dysfunkcyjna rodzina, która nijak ma się nawet do tej z dosyć słabej filmowej adaptacji z 1998.
- serial cierpi na syndrom "and then...". Właściwie mottem jest "what could possibly go wrong". Jak coś moźe pójść nie tak, to na pewno pójdzie. Bohaterowie nie mogą wykonać jednego zadania tak by czegoś nie spierzyć. Szybko robi się to męczące.
- Dr. Smith - największa dziura fabularna. Przecież 5-latek by poznał się na tej postaci. Rola zagrana tak przesadnie, że kobieta na czole ma napisane "socjopata". Ale nie, każdy jej ufa mimo, że ciągle pojawiają się sygnały, by tego nie robić. Każdy daje się zmanipulować jak dziecko. Za każdym razem po prostu mnie skręcało widząc głupotę bohaterów i tu właśnie ta serialowa niestrawność osiąga apogeum.
- Robot - jedyny pozytyw całego serialu. Fajnie zaprojektowany i mimo że niczym Groot wypowiada właściwie jedną kwestię, to ma więcej osobowości niż cała rodzina Robinsonów.
Poza powyższym serialowi brak humoru. Jest trochę zbyt na poważnie i stara się być mroczniejszy od pierwowzoru. Niestety, w obliczu nonsensu i nidociągnięć fabularnych trzeba też solidnie zawiesić niewiarę.
Słabo. Bardzo słabo. Serial ten zamiast rozrywki zmęczył mnie.
- bzdura na bzdurze. Po prostu jeden nonsens goni kolejny już od pierwszego odcinka. Prawa fizyki i logika nie istnieje w tym świecie.
- postacie, których nie da się lubić ( poza robotem ). Dysfunkcyjna rodzina, która nijak ma się nawet do tej z dosyć słabej filmowej adaptacji z 1998.
- serial cierpi na syndrom "and then...". Właściwie mottem jest "what could possibly go wrong". Jak coś moźe pójść nie tak, to na pewno pójdzie. Bohaterowie nie mogą wykonać jednego zadania tak by czegoś nie spierzyć. Szybko robi się to męczące.
- Dr. Smith - największa dziura fabularna. Przecież 5-latek by poznał się na tej postaci. Rola zagrana tak przesadnie, że kobieta na czole ma napisane "socjopata". Ale nie, każdy jej ufa mimo, że ciągle pojawiają się sygnały, by tego nie robić. Każdy daje się zmanipulować jak dziecko. Za każdym razem po prostu mnie skręcało widząc głupotę bohaterów i tu właśnie ta serialowa niestrawność osiąga apogeum.
- Robot - jedyny pozytyw całego serialu. Fajnie zaprojektowany i mimo że niczym Groot wypowiada właściwie jedną kwestię, to ma więcej osobowości niż cała rodzina Robinsonów.
Poza powyższym serialowi brak humoru. Jest trochę zbyt na poważnie i stara się być mroczniejszy od pierwowzoru. Niestety, w obliczu nonsensu i nidociągnięć fabularnych trzeba też solidnie zawiesić niewiarę.
Słabo. Bardzo słabo. Serial ten zamiast rozrywki zmęczył mnie.
--